W InPost terminy dostaw paczek stają się podwójnym standardem i oszustwem spedytora, ponieważ deklaracje okazywane zostają zainteresowanym odpowiednio do sytuacji, zależnie czy mają zastosowanie w gestii reklamy możliwości przewoźnika, czy też reklamacji nieprawidłowości usług. Jednak o wprowadzeniu w błąd dowiadujemy się na etapie reklamacji usług ! Dlaczego więc oszukiwani jesteśmy nagminnie że termin jest kilkukrotnie krótszy ?
InPost terminy dostaw – na potrzeby reklamy
W InPost terminy dostaw przesyłek do klienta to rosyjska ruletka. Dopiero niedawno dostrzegłem różnicę w podawaniu usługobiorcom różnych zależnych od kontekstu terminów dostaw paczek, w jakich powinien zmieścić się kurier InPost. I tak na potrzeby reklamy i zachęcania do skorzystania z usług podawana jest wartość od 1 – 2 dni. Jednak już wiadomo że jest to grubymi nićmi szyte oszustwo !!!
https://inpost.pl/pomoc-jakie-sa-terminy-doreczen-w-inpost

InPost terminy dostaw – na potrzeby reklamacji
Gdy jednak zaskarżymy InPost w procesie reklamacyjnym źle wykonanej usługi, to pod nos dostaniemy podsunięty paragraf w którym ilość dni na wykonanie usługi wydłuża się do jakiegoś absurdu, i wiadomo że unik ten ma za zadanie chronić każdą opieszałość spedytora.
Czy jednak 14 dni na dostarczenie paczki to efektywna norma, czy może kosmos wyobraźni firmy InPost ? Kurier powinien być bardziej powściągliwy w swoich zapędach, albo zmuszony do powściągliwości służbami takimi jak Urząd Komunikacji Elektronicznej, ewentualnie poprzez weryfikację samego klienta i wykopanie w niebyt oszusta.
Co prawda ten wyjątkowo absurdalny termin jest zapisany w prawie pocztowym, jednak bezczelnością jest jego wcześniejsze zaniżanie w ramach reklamy usług i naciąganie klienta na kłamliwe obietnice.
Naprawdę irytująca jest sytuacja, gdy podczas reklamacji dowiadujemy się, że ktoś naciąga terminy, tylko po to żeby uniknąć kary i wysuwania roszczeń finansowych.
Regulamin świadczenia usług kurierskich InPost.pdf

Pomysły na kolejne synonimy
Patrząc jednocześnie na ignorancję przewoźnika InPost w stosunku do klienta, można by temu przedsiębiorcy zasugerować jeszcze wiele innych synonimów i pomysłów. Oprócz określeń “deklarowany termin dostaw” i “gwarantowany termin dostaw” proponuję i polecam skorzystanie InPostowi z kolejnych synonimów: rzeczywisty, obligatoryjny, żelazny, obowiązkowy, zaręczany, anonsowany, – a do tych terminów dodać jeszcze procentową zależność…
Wszystko to na pewno wprowadzi w błąd klienta i wyprowadzi z równowagi. A wracając na ziemię, czy naprawdę spedytor chce bawić się z nami w kotka i myszkę, dumnie pokazując figę w razie słusznej próby podniesienia reklamacji ? Powyższe traktowanie powinno odbić się negatywnie na kieszeni operatora i procentować jego mniejszą popularnością. Dlatego do szczerych przemyśleń na przyszłość zachęcam obie strony.