spis treści
Mery Spolsky czyli Maria Ewa Żak urodzona 14 listopada 1993 w Warszawie – polska piosenkarka, autorka tekstów, kompozytorka, producentka muzyczna oraz projektantka ubrań.
Mery Spolsky koncerty pełne aury i wyrafinowanego dźwięku
Ciężko jest zaaprobować polskich raperów którym wydaje się że umieją śpiewać, i o zgrozo znajdują posłuch wśród publiczności na swoje przekazy w marnej skali głosowej i z płytkimi tekstami okraszonymi zwykle wulgaryzmami. Przeważnie nie jest to artystyczny przekaz, ale raczej próba zaistnienia i wyplucia tego co ma delikwent do powiedzenia. W większości przypadków zakrawa to na paradokument i rodzaj niekończącego się protestsongu. Wszystko to szybko nas męczy i powoduje swego rodzaju namolność a także pospolitość.
Niestety wszystko to można odnieść do ogółu muzyki, bo wszędzie odnajdziemy typowe marne beztalencia z parciem na popularność i bez podstawowego warsztatu głosowego. Tyle że ze względu na specyfikę nurtu muzycznego, najłatwiej chyba w polskim rapie ukryć braki wokalne i zerowe umiejętności, zasłaniając się mistyką płynącą z wnętrza duszy czy nawet serca. Gdy jednak taka dusza nie umie latać, to szoruje po trotuarze, kalecząc słuch tym zatrwożonych odbiorców.
Wyrafinowany słuchacz o ukształtowanym guście i wiedzy muzycznej, zawsze szuka czegoś nowego. Oczywistością jest że najbardziej komfortowo czuje się, podczas odsłuchu materiału dźwiękowego przez lata wypracowanego opiniami innych.
Zawsze miło jest odnaleźć zaprzeczenie opisanych wcześniej wad i przywar by poczuć na prawdę wyjątkowy powiew świeżości. To jak olśnienie i przeżycie czegoś nowego lub nawet skonsumowanie surogatu młodości, – kiedy przy mikrofonie staje tak młoda i atrakcyjna osoba. Polski performens Mery Spolsky. Dobrze gdy osoba aspirująca do rangi gwiazdy, ma nam dużo ciekawego do powiedzenia a raczej wyśpiewania, ma siłę przekazu i dobrą skalę głosową na miarę uprawianego rzemiosła wokalnego.
Mery Spolsky wprost po drabinie kariery
Niewątpliwą zaletą każdej artystki może być jej uroda, ale to nie wystarczy na dłuższą metę i potrzebna jest różnorodność umiejętności, dobry pomysł i duży talent. Rzadko komu udaje się przekroczyć rubikon, bo konkurencja jest spora, choć niekoniecznie wybitna i wymagająca. W przypadku opisywanej bohaterki pod postacią Mery Spolsky, góruje niewyobrażalna siła kobiecości. Bardzo utalentowana muzycznie i na szczęście daleka od infantylności artystka, wieloma aspektami nie pozwala nam na szybkie rozstanie i flirt trwa permanentnie.
Młode inteligentne pokolenie kobiet jakby na przekór kanonom, czerpie z własnych niewyczerpanych zasobów wyobraźni. Przytoczyłbym tu nasuwającą się aluzję do twórczości Mylene Farmer, czy choćby z polskiego podwórka bardzo utalentowaną i też piękną Karolinę Czarnecką. Widać wyraźnie kobiecą siłę i niepodważalną wyższość w żeńskiej estetyce przekazu. Na szczęście podbarwione silną kobiecością bohaterki, mają dużo więcej do zaoferowania niż wygląd i komunikację werbalną. Dlatego w żaden sposób nie jest to męczące, a wręcz wciąga w wir zainteresowania.
W przypadku Mery Spolsky serwowane mamy coś na kształt nowoczesnej ballady, z wartką akcją muzyczno-słowną, niesztampowym tekstem i ciekawą interpretacją autorki. Tyle że często z ballady literackiej wyłania się także wersja rockowa, wyprodukowana według wszelkich reguł rzemiosła. Widać że żadnych problemów nie sprawia artystce takie żonglowanie stylami muzycznymi, dzięki czemu słuchacz też czuje się przyjemnie zaopiekowany. Wyczuwalne jest wiele pomysłów poza schematycznych, i niespotykana łatwość dobierania formy.
Słychać w każdym utworze wszechstronne i profesjonalne przygotowanie Mery Spolsky, podparte ukończoną szkołą muzyczną Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie skrzypiec. Miłość do muzyki zaszczepił w artystce ojciec, kupując dość wcześniej młodej osobie gitarę i przekazując swoją niemała wiedzę oraz umiejętność gry na instrumencie. Wszystko to zaowocowało spójnym i ciekawym brzmieniem dojrzałej już artystki.
To co aranżuje piosenkarka stylem scenicznego bycia, bezsprzecznie jest rodzajem prowokacji, czasem wydaje się że to niekończący się pastisz, ale niezależnie od tego ciężko oderwać oczy od dzieła stwórcy. A uszy cały czas karmione są pozytywnymi wibracjami, powodując brak spadku zainteresowania bardzo elastycznym tworzywem. Nie wiem czy można dużo więcej chcieć gdy jest harmonia wizji i fonii.
Mery Spolsky przeklina kulturalnie ?
Zawsze kaleczą nasze uszy wulgaryzmy na siłę wciskane w nurt muzyki jako ozdobniki, lub wręcz jako główna atrakcja takiego artysty. Jedynym zaprzeczeniem tego kanonu była dotychczas płyta w dyskografii Agnieszki Chylińskiej ‘Winna’ – gdzie mocno okraszona wulgaryzmami muzyka ( „Zła, zła, zła” ) uzasadniała użycie takiej ekspresji słowa, do zbudowania brutalnej rzeczywistości przekazu. Jednocześnie nikt nie miał wrażenia nadekspresji gdy Chylińska rzucała piorunami, ale nie raniąc raczej niczyich uczuć, no może poza bigotami.
Ktoś powie że to taki sam rynsztok i obraza jak wszystko inne dookoła, i można wrzucić to do jednego worka. Niekoniecznie choćby z tego względu, że nie każdy artysta potrafi być tak naturalny w interpretacji, by uzasadniać użycie przekleństw i zrównoważyć warstwę tekstową. Wcale nie chodzi o to by autor na siłę epatował nas wulgaryzmami, bo akurat to cechuje jego osobowość i autentyczność. Ważne czy wierzymy takiemu autorowi słów, czy wulgarność nie jest czasem czynnikiem nadrzędnym do reszty tekstu i ma być głównym jądrem narracji.
Myślę że ograniczeniem tych zasad może być efekt finalny i jego realizacja. Z drugiej strony wolę przekleństwa pięknych ust damskich niż kojarzące się z troglodytami, wulgaryzmy płynące z chłopięcych ust. Często też zasób wiedzy zmienia poetykę słowa i emanuje większe zainteresowanie słuchającego. Czy zasadne jest więc twierdzenie że Mery Spolsky przeklina kulturalnie ? W przypadku tej artystki zmienia się geometria spojrzenia na przekaz, ponieważ Spolsky wchodzi w performens oparty o wulgaryzm słowny, ale jednak wypowiadany celowo z wybrzmieniem łagodzącym.
Całkiem możliwe że jest to nieeksplorowana dotychczas nisza, przez kobiety mające autorytet na rynku muzycznym, ponieważ “szanująca” się artystka ze względu na stereotyp, zawsze unikała czegoś co było niewątpliwie jako łatka przyczepione do męskiego pierwowzoru. Niewątpliwie Spolsky jest pierwsza i nie chodzi o to czy jej to przyniesie sławę, bo nie na tym polega ta sztuka. Podstawą zawsze jest talent, ciężka praca i pomysł.
W przypadku tekstów Mery Spolsky dochodzimy do kolejnej granicy, ale ta granica jest na tyle akceptowalna, bo podszyta inteligencją autorki. Często ma się nieodparte wrażenie że ten przekaz jest pastiszem i formą mocno wycelowaną w performens. Powielane przekleństwa są na tyle dziwnie akcentowane przez piosenkarkę, i także w jakiś dziwny sposób dezaktywowane kobiecym głosem, albo nawet szeptem wypowiadane, co powoduje że przekleństwa przyjmują rolę wręcz odwrotną do ich znaczenia.
Warstwa muzyczna No Echoes
Miłe dla ucha jest instrumentalne brzmienie utworów Spolsky, z umiejętnym dozowaniem niskich dźwięków, co powoduje dużą świeżość materiału muzycznego, nie tylko dla młodego pokolenia szukającego dudniącego basu Dubstep, ale także dla każdego kochającego dobrą muzykę. Tutaj nikt nie zawiedzie się nadmiarem wrażeń i emocji muzycznych tak zresztą jak i pozamuzycznych.
Wspaniałe gitarowe riffy podczas występów, nie umykają uwadze słuchacza i dużo ludzi zastanawia się kto tak pięknie przygrywa dla Mery Spolsky. Szybko okazuje się że za warstwę instrumentalną, odpowiedzialny jest muzyk ukrywający się pod pseudonimem ‘No Echoes’. Ten Pan jest muzykiem, producentem i autorem tekstów, widać także że ma duży wpływ na wartość projektu. W ogóle dużo jest muzycznego splendoru, ale na szczęście dobrze kontrolowanego i dozowanego w odpowiednich ilościach. Estetyka artystyczna stoi na bardzo wysokim poziomie, a spektakl mógłby trwać w nieskończoność, szczególnie ten na żywo.
Gdyby czepiać się szczegółów to można czasem wychwycić niską emisję głosu piosenkarki, ale być może jest to spowodowane po części rzęsistym uśmiechem rzadko schodzącym z oblicza Mery Spolsky. Co powoduje zmatowienie wydobywanego głosu i emisję po części wewnętrzną. Może przyjdzie i na to czas, by skupić większą moc na głosie ponad wizerunek. Ale daleki jestem od twierdzenia że jest to infantylność, raczej rola jaką przybrała bohaterka. Co wcale nie zamazuje ogólnego pozytywnego odbioru muzycznego.
Mimo dziwnej zadziorności językowej artystka przyciąga słuchacza serdecznością wizerunku i otwartością duszy. Czasem daje o sobie znać jakieś wycofanie na poziomie kompleksów, często maskowane czymś w postaci zamierzonej scenicznej rozpusty. Każdy widz brnie jednak pokornie do subiektywnego jądra piękności i łaknie kolejnej dawki wrażeń. Czy dzięki spektrum atrakcji Mery Spolsky dostajemy ostatecznie to co chcemy ? Warto posłuchać i się przekonać.