Wirtuoz gitary Norbert Marek Jackowski, lider i założyciel zespołu Maanam. Urodził się 11 grudnia 1946 roku w Starym Olsztynie, a zmarł nagle na zawał serca 18 maja 2013 roku, we włoskiej miejscowości San Marco di Castellabate. Mimo że przez większą część życia wspólnie z jego żoną Korą Olgą, na stałe związany był z Krakowem, to przez 25 lat mieszkał w Zakopanem i tam został ostatecznie pochowany po przeniesieniu prochów.
spis treści
Oddajmy hołd legendzie
Tekst ten powstał zaraz po śmierci wybitnego muzyka i kompozytora, ale wylądował finalnie w szufladzie. Czułem taką potrzebę uwolnienia emocji i odreagowania. W sumie chciałem wtedy zakrzyczeć hejt który powstał w komentarzach, ludzi kompletnie nie znających osiągnięć artysty, a sprowadzających jego dokonania do niespotykanego poziomu. Prawdopodobnie za negatywnymi komentarzami stali ludzie młodzi, co w żaden sposób ich nie tłumaczy, i jest bardzo przykre z wielu powodów. Marek Jackowski był jedną z najwybitniejszych postaci w muzyce polskiej, po drugie to nieludzkie wypowiadać się negatywnie o człowieku który nie żyje i nie ma już możliwości się bronić. Oczywiście Jackowskiego bronią głębokie dokonania artystyczne, ale skąd ma wiedzieć o tym laik i impertynent.
Postanowiłem być adwokatem przedwcześnie zmarłego artysty. Wszyscy którzy pamiętają wielkie przeboje Kory i Marka Jackowskich, cenią tę parę za całokształt twórczości. Niestety zawsze znajdzie się ktoś taki kto chce zabłysnąć elokwencją, nie wiedząc jednocześnie że maksymalnie siebie kompromituje. Sądzę że złe opinie były raczej wynikiem braku świadomości, bo wtedy nie istniał jeszcze centralnie organizowany hejt dygnitarzy państwowych „czyniących dobro”, tylko niektóre jednostki nakręcały się same dając upust wewnętrznej frustracji.
Wracając do tematu tworzenia okolicznościowego komentarza, z planowanego wtedy na zwarty w treści hołd, zrobiła się grubsza lektura, i nie wiedziałem co z tym materiałem zrobić. To były inne czasy, ze słabo rozwiniętą personalnie opinią, a technologia nie pozwalała na tak łatwy dostęp do mediów jaki jest dziś.

Marek Jackowski i Kora
Pewnie przychodzi w życiu każdego człowieka taki czas, gdy zastanawia się nad tym kto mu imponuje i dlaczego. Czy zastanawialiście się kiedyś nad swoimi duchowymi autorytetami, żyjącymi lub nie, nad swoimi guru-mentorami ? Pierwszym takim krokiem na drodze człowieka może być fascynacja idolem muzycznym, gdy samemu jest się młodym… i głupim. Refleksja nad stanem takich zachowań może przyjść dużo później gdy już jesteśmy starzy… i doświadczeni.
Wcześniej nie zastanawiamy się za co personalnie uwielbiamy idola. Kochamy ich muzykę, interesujemy się tym co robią, ale ciężko powiedzieć coś więcej. Normalnym jest dysproporcja, gdy propagatorzy idei są od nas dużo starsi, i mają jakiś patent na życie. Gorzej gdy są tak samo młodzi i zagubieni… Na szczęście nie o tym jest ta historia.
Marek Jackowski i Kora Jackowska byli autorytetami na miarę wszech czasów. Z mieszanki tych dwóch odmiennych charakterów powstawała niepowtarzalna wielopokoleniowa muzyka. Niestety po rozbłysku uniesienia i muzycznej magii tej niezwykłej generacji, przyszedł cień dla kultury wybitnej. Swoje zasługi mają w tym niechybnie stacje radiowe, które fundowały nam publiczności darmowe koncerty na świeżym powietrzu, w postaci spędu wielu gwiazd popu i rocka. I trudno winić stacje radiowe, za szczytne cele ! Ale nieświadome, pogrzebali opłacalność tworzenia muzyki dla ich autorów. Każdy słuchacz woli oczywiście otrzymywać wszystko za darmo. Niestety ze względu na to właśnie, płatne koncerty nawet największych gwiazd z osobna, musiały trafić na opór popularności.
Trudno powiedzieć ile czynników wezbrało, i jakie czarne chmury nadeszły nad tym projektem, gdy zespół w którymś momencie ogłosił zawieszenie działalności. Potem były też wzloty i upadki, ale mogło być dużo lepiej i dużo więcej, gdyby nie niestabilność uczuciowa wokalistki zespołu. Nie rozumiałem tego jako szczeniak i wielki fan Kory, w czasach największego rozkwitu szyldu Maanamu, – nie rozumiem tego do dziś, mimo że nie obca jest dla mnie empatia i psychologia. Trudno także wysnuć tezę i taką obronić, że z burzliwości związku liderów Maanamu, mogły powstać lepsze utwory. Na pewno też burzę charakterów wygrała Kora, ale czy z korzyścią dla muzyki ?
Marek Jackowski jako Mentor zmieniał zaopatrywanie na życie pewnie wielu z nas, i kształtował poprzez formę muzyczną spojrzenie na świat, wielu zakochanych w muzyce zespołu Maanam ludzi. Oczywiście odbywało się to bez młodzieńczej świadomości, bo ta realna przychodzi dużo później. Nikt nie interpretuje za młodu, dlaczego jest mu dobrze przy takiej muzyce, w takim środowisku i okolicznościach, bo świadomość przychodzi z wiekiem i doświadczeniem życiowym. Kochałem muzykę skomponowaną przez Jackowskiego, i odtwarzaną przez zespół tak wspaniale na koncertach. To były niezapomniane chwile i czasy. Lata młodzieńcze, szukanie sposobu na życie i własnej drogi.

Mentor Jackowski
Wierzę gorąco, że nie tylko dla mnie Marek Jackowski był autorytetem moralnym. Piękno duszy, moc charakteru, i siła spokoju – to jego walory. Był wyjątkowym człowiekiem, znał życie od podszewki i myślę że je kochał. Z nie jednego pieca chleb jadł, poznał też smak narkotyków, bo taka jest droga większości artystów. Dobrze gdy każdy z nich wraca z tej ślepej uliczki, ponieważ inne rozwiązania wyznaczają raczej kres drogi życiowej. Tak samo jak narkotyki, domeną tej branży wydaje się nieodłączny atrybut w postaci morza wypitego przez artystę alkoholu. Wydaje się że będąc prawdziwą gwiazdą, tę drogę przejść musi każdy.
Nie ma ludzi świętych i Jackowski też nie był bez skazy, ale był na tyle uczciwą postacią, że dawał się lubić przez tłumy wielbicieli. Nie udawał kogoś innego niż jest, nie kreował się na gwiazdę, po prostu był sobą. Przy jego specyficznej urodzie z orlim nosem, trudno powiedzieć czy podobał się kobietom, ale ja jako hetero uwielbiałem obserwować jego pełną spokoju aurę. Miło było słuchać jego wypowiedzi, ponieważ one dawały dziwną ulgę i wprowadzały w miły nastrój. Trudno powiedzieć z czego to wynikało, ale być może z pozytywnego nastawienia do życia. Wiadomo też że był pasjonatem i propagatorem filozofii ZEN, więc dobrze się w tym wszystkim odnajdywał.
Będąc zagorzałym fanem Maanamu, jakoś nie interesowało mnie jako nastolatka, pogłębianie wiedzy na temat światopoglądu wokalistki i jej męża lidera zespołu. Dopiero po latach dowiedziałem się o molestowaniu Kory przez księży, więc raczej osoba ta nie miała szansy, być pozytywnie nastawiona do polskiego kleru, czemu się nie dziwię. Można wierzyć w Boga, ale traci się wiarę w poprzebieranych w sukienki zniewieściałych osobników. Oczywiście nie każdy ksiądz jest pedofilem i homoseksualistą. Faktem jest że zostały stworzone warunki do pielęgnacji zboczeń, i do ukrywania przestępstw w postaci przesuwania bestii na kolejne parafie. Zresztą nie ważne są poglądy religijne, ważne żeby za słowami szły czyny, a nie tylko działania na pokaz.
W osobie Maraka Jackowskiego uwydatniało się wycofanie do relatywizmu, był swego rodzaju duchowym wyznawcą, jakby pastorem, jednak bez zadęcia do pouczania, raczej tylko pokazywał możliwą drogę, więc można było z niej skorzystać, lub udać się na skróty. Nie wmawiał innym lewactwa, braku patriotyzmu lub negatywnej przynależności politycznej, nie cechowało go doszukiwanie się zła w korzeniach genealogicznych przodków. I nie mianował się samozwańczym patriotą, pasterzem wszystkich dusz, nie nakazywał i nie bredził jak to niektórzy potrafią wykorzystywać telewizyjną tubę do celów i propagandy.
Jackowski już się nie obrazi na porównania, jeżeli słyszy je tam gdzieś bardzo wysoko. Zresztą miał duży dystans do wszystkiego na tym padole, i podobne poglądy moralne jak jego partnerka Kora Jackowska. Potrafił słuchać, i mądrze odpowiadał. Nie było w nim zgryzoty i zacietrzewienia, jakie jest teraz wszechobecne w kościele i w polityce. Często wydaje mi się że ten mądry człowiek przeniósł jakąś niewiarygodną wartość z muzyki do życia.

Maanam koncertowa swoboda
Pamiętam jak dziś, z koncertu na żywo, ale także z nagrań medialnych, słynną zapowiedź lidera zespołu Maanam, gdy przy całkowicie zgaszonych reflektorach na scenie, i przy pojedynczych dźwiękach wydobywających się z jego gitary, zaczął przedstawiać skład zespołu. W tym całkowitym mroku na sali poznańskiej Areny, zapalony nagle flesz jedynego reflektora, został skierowany świadomie na tyłek – odwróconego od sceny basisty ! Co spowodowało oczywiście pojedyncze gwizdy na sali. Spektakl trwa jednak nadal, a odtwarzana muzyka potęguje napięcie i oczekiwanie…jednak kadr się nie zmienia mimo upływu chwili, więc na sali słychać zniecierpliwienie
Wtedy Jackowski przy coraz bardziej wzmagających się gwizdach zapowiada: ” ….. no, ukaż swoją piękną twarz Bodeczku !?” – Dodając natychmiast: „Z twarzy wszystko można wyczytać. Bodek Kowalewski, gitara basowa ! ” Kto był na koncercie ten pamięta, często powielany był ten scenariusz, który wprowadzał w osłupienie i nadawał dodatkowej jakości i specyficznej poezji. Zaś gwizdy publiczności były jednocześnie objawem aprobaty, a ze strony zespołu swoistym gestem zapraszającym do interakcji i dowcipu muzycznego członków zespołu Maanam.
Po chwili Jackowski znowu zaczyna monolog: „- Piękne dziewczęta z największym wstydem przychodzi mi przedstawić tego człowieka który tutaj siedzi za mną.” Na sali słychać przenikliwy pisk młodych źrebiąt…. A Jackowski kontynuuje zapowiedź:” – Oto największy degenerat w zespole: – Paweł Markowski ! „
Po kolejnych taktach muzyki znowu wybrzmiewa stonowany acz dosadny głos Jackowskiego: ” – Ricardo, Ricardo…… Jak ty pięknie grasz Rysiu……….. Zagraj coś jeszcze piękniej” Po czym przychodzi solówka Rysia na gitarze, a po niej kolejny już tekst ” – Czy są na sali kobiety po trzydziestce ? Oto wasz ulubieniec ! – Ricardooo de Barcelona”
Nie wybrzmiewa przerwa gdy tłum zaczyna skandować jedno imię -Kora Kora Kora…….. Wtedy Marek Jackowski ucisza zespół i mówi: „Jest jeszcze” A gwizdy aplauzu wzmagają się z każdą dodaną frazą do poprzedniej- „Jest jeszcze nasza ukochana”-„Nasza maleńka”- „Nasze oczko w głowie”-„Nasza mała gwiazdeczka” Żądanie tłumu wywołujące na scenę wokalistkę robi się coraz bardziej donośne. Gdy wreszcie z kuluarów wychodzi Ona, i chłodno rzuca do mikrofonu „JESTEM !”
Czy tylko Maanam ?
Nasz bohater szukając we wczesnych latach muzycznego stylu, tworzył także orientalne dźwięki w nieco odlotowej formacji jaką był Osjan. Zespól ten powstał w 1971 roku po odejściu Marka Jackowskiego i Jacka Ostaszewskiego z grupy Anawa, do których dołączył zaraz Tomasz Hołuj. Była to muzyka trudna do zrozumienia tym bardziej w zamierzchłych czasach rodzącej się polskiej muzyki rockowej, i młodej demokracji. Zresztą do dzisiaj ciężko jest pokochać ten nurt. Ale było tam coś z medytacji i przemyśleń życiowych, sam nastrój wydawał się tak odlotowy jakby ktoś rozsypał opium. Rodzaj nostalgii, nirwany i zadumy, a realnie jazz folk i muzyka etniczna wspomagana różnymi dziwnymi po dziś, dla naszej nacji instrumentami muzycznymi. Takim też zapamiętaliśmy Jackowskiego.
Nie można inaczej niż pozytywnie ocenić Marka Jackowskiego przez pryzmat twórczości. Przed Osjan współpracował jak już wspomniałem z zespołem Anawa, w którym występowały między innymi takie sławy jak Marek Grechuta i Zbigniew Wodecki. Miał w dorobku dużo innych wyzwań artystycznych, ale warto się skupić na tych najważniejszych.
Projekt Maanam to już całkiem inna bajka… Tam Marek Jackowski pokazał wszystko to co najbardziej będzie zapamiętane w głowach i pozostanie na wieki w sercach. Wspaniałe koncerty, wielkie kompozycje i pomimo słabego warsztatu głosowego Marka Jackowskiego, niezapomniane wykonanie utworów „Oprócz błękitnego nieba”, a także innego przeboju pod nazwą „W życiu zawsze trzeba wolnym być „. To jedne z nielicznych solowe wykonania artysta, ale zbliżające się do perfekcji.
Rozpatrując obydwa utwory trzeba podkreślić wspaniałe aranżacje Jackowskiego i oczywiście specyficzne wykonanie, do którego mistrzostwa jednego z utworów próbowali się zbliżyć po latach członkowie zespołu Golden Life, nagrywając swoją wersję wielkiego przeboju, oczywiście nie dorównując wersji oryginalnej. Bo ciężko jest przerobić utwór tak wspaniały pod każdym względem, by nie być narażonym na niskie oceny, fanów zespołu Maanam. Trudno poprawiać coś co jest hymnem tego pokolenia by nie narazić się na kpiny i negatywizm.
Zespół Maanam był zgranym kolektywem ludzi, którzy mieli dopracowany dobry warsztat muzyczny i spore umiejętności interpretacyjne. Spoiwem tego wszystkiego był oczywiście Marek Jackowski, a niepodzielną gwiazdą w zespole ówczesna żona Kora. Muzycy brawurowo nadawali ton utworom, pokazując najwyższą jakość podczas występów na żywo. To był zespól o fantastycznych możliwościach instrumentalnych w kwestii koncertowej improwizacji ( Espana forever, Kminek dla dziewczynek, Parada słoni ).
Taką interpretację utworów konsumowało się nie tylko zmysłem słuchu, ale przede wszystkim całym ciałem, i chciało się tak trwać w nieskończoność… Najbardziej odlotowa akustyczna muzyka na świecie. Magiczne przeżycia, aż łezka się kręci, a za nią następne pojawiają. To niewiarygodne że nigdy ( w tym składzie ) Maanam już nie zagra. Pozostaje tylko echo atmosfery tamtych zdarzeń, a pamięć która jest mocno ulotna, niestety nie zastąpi tego co przez tyle lat demonstrował na żywo Marek Jackowski z Maanamem. Na szczęście mamy nagrania dźwiękowe i wideo.
Oczywiście Kora to niekwestionowana ikona i charyzmatyczna postać, która na pewno przyćmiła swoim blaskiem męża. W pewnym sensie jedno od drugiego było artystycznie zależne, jedno bez drugiego prawdopodobnie nie osiągnęłoby szczytów popularności. Po prostu dobrze że trafili na siebie, szkoda że niesnaski i upodobania wokalistki rozwaliły ten monolit i związek.
Marek Jackowski – zamknięty rozdział
Dlaczego o tym wszystkim piszę, bo w ten sposób zapamiętałem Jackowskiego. Był to swoisty duch tej epoki, zanim jego dusza wyparowała we wszechświaty… Jak to się mówi, muzyka sama się obroni, ale trzeba pilnować – żeby bez herosów nie zalała nas nicość w postaci miernot. Jackowski na pewno był człowiekiem spełnionym, choć w głowie miał jeszcze wiele pomysłów na ciekawe projekty.
Śledząc poczynania naszego bohatera, widać że kochał bardzo życie rodzinne. Jednocześnie trudno znaleźć kogoś, kto by takiego szczęścia nie pragnął, i nie dążył do jakiejś wspólnoty mniejszej czy większej. Jednak osoba na świeczniku znana i rozpoznawalna, nie zawsze umie poradzić sobie z emocjami. Wielkie gwiazdy często mają problemy z kumulacją emocji, ze względu na przesyt tego czynnika od fanów. Jednak Jackowski umiał w odpowiedni sposób wykorzystać ciepło rodzinne, by procentowało w obie strony. Umiejętnie też pokierował swoim życiem i stał się kolejny raz u schyłku życia szczęśliwym ojcem i mężem.
Tyle razy zastanawiałem się co mi dała postać nieżyjącego już Marka Jackowskiego ? Nie znałem go osobiście, raz czy może dwa razy otarłem się o jego obecność, także rozmawiając przelotnie z Korą między koncertami, czy w ich drodze do hotelu. Nigdy wcześniej nie czułem potrzeby żeby coś opiewać, a czuję ogromną radość wspominając sławnego muzyka i jednocześnie ból, gdy uprzytomnię sobie nieuchronność przemijania.
Muzyka Maanamu ukształtowała mój gust i percepcję muzyczną. Niestety przez tą właśnie edukację, w większości nie trawię obecnie serwowanego na antenach radiowych szajsu muzycznego, który puszczany jest do znudzenia od rana do wieczora. Jakoś nie mogę przełknąć tego pseudo tworzywa, jakie od kilku lat króluje na topie radiostacji muzycznych. Nawet radiowa „Trójka”, kiedyś legenda dobrego stylu, teraz zeszmaciła się doszczętnie za sprawą komisarzy politycznych !
Marek Jackowski to osoba która dobrze wykorzystała swój talent i czas. Niestety nie każdy to doceni, czego nie zazdroszczę tym wszystkim, którzy nigdy nie będą mieć do czynienia z muzyką pod dumnie brzmiąca nazwą Maanam. Wspaniały człowiek, tak samo wspaniała muzyka, i ta niewiarygodna improwizacja z wyjątkowym polotem na koncertach. Niestety to już zamknięty rozdział i nigdy więcej nie posłuchamy Marka Jackowskiego na żywo.
Marek Jackowski
11.12.1946r. – 18.05.2013r.
Zmarł we Włoszech i tam został pochowany.
14 sierpnia 2015 roku prochy Jackowskiego sprowadzono do Polski i spoczęły na zakopiańskim cmentarzu.

Myślałem, że nie lubiłem Maanam. Ale po tym artykule przesłuchałem to i owo, i jestem zaskoczony tą piękną muzyką. Dziękuję autorowi za otwarcie oczu !